Ten wpis jest o pasji. O pasji, która stała się również inwestycją w przyszłość. To wpis o tym, że motywacji do nauki języków obcych można poszukiwać w wielu źródłach, a to, co początkowo wydaje się być wyłącznie obowiązkiem, może przerodzić się w przygodę życia. Dwie historie, jeden motyw – zamiłowanie do słowa w wersji zaawansowanych, czyli języków obcych.
Jej Historia:
Niegdyś języki nie były dla niej priorytetem. Przysłowiowego bakcyla złapała dopiero wtedy, gdy trafiła na lekcje prywatne. Powód był prosty: chęć poprawienia ocen. Oczywiście jak to często bywa, także rodzice mieli w tym duży udział. Lekcje upływały, a w myśleniu młodej dziewczyny coś ulegało zmianie. Zaangażowanie w zajęcia przerodziło się w zamiłowanie do języka. Korepetycje stały się wyczekiwanym przez nią elementem tygodnia. Zaczęły się pojawiać efekty. Angielski przestał wystarczać.
Rozpoczęła naukę niemieckiego. Tym razem zwyciężyły względy praktyczne: miejsce zamieszkania stosunkowo blisko niemieckiej granicy, możliwość uczestniczenia w międzynarodowych wymianach i dogadywania się w rodzimym języku kolegów z sąsiedniego kraju. Obecnie, już jako dorosła kobieta uważa, że niemiecki otworzył jej drogę do wielu miejsc pracy, jest narzędziem i bardzo dużym atutem podczas rozmów kwalifikacyjnych.
W międzyczasie pojawił się też trzeci język: hiszpański. Tym razem zwyciężyło po prostu to, że uwielbiała salsę i hiszpańskojęzyczne piosenki. Hiszpański porwał ją niemal od samego początku, a że nauka była przyjemnością, a język do najtrudniejszych nie należy, to tym bardziej motywacja rosła.
Jego Historia:
Mówili, że jest humanistą. Upartym humanistą, który jak coś sobie założy, to do tego dąży. Nie jest zatem dziwne, że angielski od samego początku nie był dla niego problemem. Przez chwilę myślał nawet o studiach w tym zakresie. Ostatecznie wybrał studia inżynieryjne. Na przekór wszystkim. Jednak od języków nie odstąpił. Spróbował niemieckiego. Chemii w tym przypadku nie poczuł. Nie wystarczyły argumenty, że „warto”, że „Niemcy to potęga gospodarcza, „że przecież to język sąsiada”.
Rodzinne opowieści o pochodzeniu babci, podróżach wujka, skłoniły go do wyboru rosyjskiego. Chciał poznać język kraju, o którym tak wiele mu opowiadano. Zaczął czytać literaturę rosyjską w oryginale, mimo, iż na początku niczego nie rozumiał. Minęło kilka lat. Dziś mówi biegle i planuje podróż do Petersburga. A niemiecki, który tak bardzo mu nie odpowiadał jednak powrócił jak bumerang. Ambitny człowiek przysiadł, a że analizuje zanadto, to postanowił, że i tego języka się nauczy. Może już nie z zamiłowania, ale z czystego pragmatyzmu.
Te dwie historie nie są przypadkowe. To opowieści o mojej i Łukasza przygodzie z językami. Przygodzie, która trwa nadal i pochłania nas bez reszty. Choć początki były różne, to dziś już wiemy, że było warto. Dostrzegamy to zarówno w życiu zawodowym, jak i prywatnym. Podczas podróży cieszymy się tym, że dzięki językom, nie ma barier w komunikacji. Gdy oglądamy filmy, nie czekamy na polską wersję językową, tylko oglądamy w oryginale (nieważne, czy wszystko zrozumiemy, czy nie). Gdy szukamy pracy, to liczba dostępnych opcji nie jest ograniczona wyłącznie do ofert z językiem polskim. Dla nas, języki okazały się być pasją i inwestycją, która procentuje każdego dnia.
A Ty, Drogi Czytelniku? Jak rozpoczęła się Twoja przygoda z językami? Trwa nadal? Jakich języków się uczysz? Z zaciekawieniem czekamy na Twoją opowieść.