Aktywne macierzyństwo, blog parentingowy i własna firma wg Magdy Zaniewicz

wpis w: Dookoła Pracy | 16

„Etat zawsze mnie uwierał. 8 godzin za biurkiem wpatrzona z tęsknotą w okno, to nie dla mnie. Już wtedy postanowiłam pracować mniej, a zarabiać więcej. Brzmi trochę niedorzecznie, ale wiedziałam, że jeśli wybiorę aktywne macierzyństwo, to nie dam się znów zamknąć w biurze”- tak zaczyna się historia Magdy Zaniewicz – autorki bloga Moje Dwoje, przedsiębiorczej mamy trójki maluchów. Jeśli myślisz, że zaangażowane macierzyństwo i spełnienie zawodowe nie idą ze sobą w parze, pozwól, że Cię zadziwimy…


W tym artykule uzyskasz odpowiedzi na następujące pytania:

  1. Po pierwszym porodzie Magda zdecydowała się pożegnać z etatem. Dlaczego? Co było bodźcem do tak dużej zmiany?
  2. Czy Magda miała już wcześniej „rozkręconą” działalność? Czy też pomysł na własny biznes pojawił się dopiero później? Jak wyglądały pierwsze miesiące po rezygnacji z etatu?
  3. Mówią, że przy jednym dziecku można łączyć wiele aktywności i nie jest to problematyczne, przy dwójce jest już nieco trudniej i przydaje się mnóstwo cierpliwości, a przy trójce?
  4. Jak wygląda przykładowy dzień z życia Magdy?
  5. Kto zajmuje się dziećmi, gdy Magda pracuje?
  6. Co w sytuacji, gdy dzieci są chore, przechodzą przez tzw. skoki rozwojowe? Jak wtedy sobie radzi ze wszystkimi obowiązkami i zobowiązaniami zawodowymi?
  7. Jak wygląda kwestia planowania działań rozwojowych, podróży, spotkań towarzyskich przy malutkich dzieciach?
  8. Kiedy Magda znajduje czas na bloga? 
  9. Magda wspominała, że bierze udział w kampaniach, nagraniach, eventach. Czy zabiera wtedy dzieciaki ze sobą? 
  10. Jaka jest recepta Magdy na godzenie życia zawodowego i prywatnego?
  11. Co macierzyństwo zmieniło w jej podejściu do tematów zawodowych? I co zmieniło w jej samej?
  12. Co Magda radziłaby kobietom, które chcą coś zmienić (zwłaszcza, gdy pojawia się mały człowiek w rodzinie), a jednak się tego nieco boją?

Etat zawsze mnie uwierał. 8 godzin za biurkiem wpatrzona z tęsknotą w okno, to nie dla mnie. Już wtedy postanowiłam pracować mniej, a zarabiać więcej. Brzmi trochę niedorzecznie, ale wiedziałam, że jeśli wybiorę aktywne macierzyństwo, to nie dam się znów zamknąć w biurze. To był dobry moment, żeby poszerzyć horyzonty.

 

Zawsze miałam dużo pomysłów i nie umiem się ograniczyć do jednej aktywności. Codzienność niesie ze sobą tyle możliwości, że szkoda nie skorzystać. Zanim „rozkręciłam” działalność próbowałam najpierw zebrać środki na start funkcjonując w elastycznym czasie pracy. Zrezygnowałam z etatu będąc już na macierzyńskim. Dopiero po urlopie zaczęłam działać samodzielnie, to był dobry czas na zrobienie tego kroku.

 

Zanim urodziłam trzecie dziecko, wydawało mi się to nierealne. Miałam wizję siebie do końca życia uwiązanej w domu z dziećmi. Nie umiałam sobie wyobrazić, jak mam dołożyć opiekę nad noworodkiem w kalendarz, który i tak już pękał w szwach. Fakt, czasami jest bardzo gorąco, trudno i strasznie ciężko. Ale to nie jest 24h na dobę. Nie jestem cyborgiem, staram się, ale mi też często nie wychodzi i zawsze mam pod górkę.

To wszystko chyba kwestia samozaparcia. Boję się i robię. Nie chcę się zatrzymywać, a później narzekać. Nie wszystko jest zawsze idealne. Zazwyczaj nie jestem w 100% zadowolona z mojej pracy. Wciąż wydaje mi się, że mogłabym lepiej, gdybym miała więcej przestrzeni i bardziej wolną głowę. Ale prawda jest taka, że to całe zamieszanie, ta moja gromadka i wyzwania codzienności dają mi największą energię do działania i inspirują mnie najbardziej.

 

Dla mnie to już norma, ale od osób z zewnątrz czasami słyszę, że to, co dzieje się u nas w domu jest nie do ogarnięcia. Cóż, musieliśmy się jakoś przyzwyczaić do funkcjonowania na wysokich obrotach, w dużym hałasie i z dzieckiem na ręku. Z trójką dzieci, w tym jednym roczniakiem nie ma zbyt wiele czasu na pracę. Zazwyczaj kradnę go w trakcie drzemki małego, a tak na serio, to dopiero wieczorem. Kiedy robimy sesję blogową, to idziemy wszyscy razem, spędzamy tak wspólnie czas i to jest fajne połączenie zabawy z pracą. Kiedy robimy zdjęcia zabawkom w domu, to też jest dla nas wspólna zabawa. Raz, czy dwa razy w tygodniu wychodzę z domu wieczorami. Wtedy rozkręcam biznes w marketingu sieciowym, a mąż zostaje z dziećmi. Kiedy on idzie na sesję zdjęciową, to ja zostaję z dziećmi. Na eventy również jeździmy często razem w czasie, kiedy starszaki są w szkole i przedszkolu. Jeśli nam się przedłuża, młodych odbiera czasami babcia. W wielu nagraniach bierzemy udział wspólnie. Zaletą prowadzenia bloga parentingowego jest możliwości uczestnictwa w wielu wydarzeniach razem z dziećmi. I to było moim celem w dążeniu do znalezienia pracy, którą będę mogła łączyć z wychowaniem. Ale za to ostro zarywam noce. Wiadomo nic się samo nie napisze, zdjęcia się nie obrobią, maile nie poodpisują. Mój dzień kończy się późno, nieraz nad ranem.

 

Często pracuję z dziećmi, więc nie mam tego problemu na co dzień. Jeśli jakaś aktywność wymaga tego, żebym była sama, to z dziećmi zostaje tata, który również pracuje w wolnym zawodzie. Jeśli potrzebujemy wyjazdu na weekend, dzieci na noc z uwielbieniem zostają u babć i dziadków. Ta więź jest dla nas wielkim skarbem, zawsze możemy liczyć na naszych rodziców.

 

Często mam poczucie, że nawalam, że mogłabym lepiej, że nie nadążam. Nikt nie jest jednak idealny, nikt nie jest robotem. Nie da się dać z siebie wszystkiego, kiedy głowę zaprzątają całkiem inne rzeczy. Choroby w domu mamy obcykane, gorzej jest, kiedy leżę z dzieckiem w szpitalu. Przy trójce, to już duże prawdopodobieństwo, że zdarzy się to co najmniej kilka razy w roku. Dużym plusem jest to, że to ja decyduję jak i kiedy pracuję. Terminy i inne deadline’y są zazwyczaj z góry ustalone i staram się być obrobiona w miarę na bieżąco, nie zdarzyło mi się jeszcze nawalić.

 

Tego trzeba się nauczyć. Myślę, że nikt nie jest na to gotowy dopóki nie spróbuje, nie popełni kilku błędów. Staram się znaleźć zawsze wartość dodaną dla każdego, żeby nikt nie poczuł się pominięty, czy odtrącony. Jeśli planujemy imprezę, to i tak zazwyczaj są znajomi z dziećmi, więc dzieciaki mają swoją w pokoju obok. Jeśli dzieci zostają u babci, to mają z tego wielką radochę, bo uwielbiają ten czas. Są wydarzenia, które muszą być zaplanowane z góry, więc babcie zazwyczaj mają już nas w kalendarzu obok swoich codziennych obowiązków i poza byciem babcią dla innych wnucząt.

 

Szczerze? Piszę non stop. Wysyłam sobie maile z notatkami, nagrywam dyktafonem, przesyłam gdzie się da. Nawet wysyłam mężowi w wiadomościach każde świetne zdanie, które ułożę w myślach. Artykuły na blogu rzadko pojawiają się na zawołanie. Często jest to zbiór moich przemyśleń z poprzednich dni, czy tygodni. Pracuję nad nimi na spacerze i w wannie, czy też obierając ziemniaki na obiad. Kwestia tylko kiedy złożę to w całość, a to zazwyczaj dzieje się późnym wieczorem, kiedy dzieci już śpią, a ja powinnam teoretycznie odpoczywać po ciężkim dniu.

 

Tak, to nie jest łatwe, ale moje dzieciaki mają z tego mega frajdę. Każdy wyjazd dla nich jest super zabawą. Czasami nawet przyjmuję zlecenia tylko typowo pod nich, choć sama nie mam za bardzo ochoty. Dzięki temu, że w wielu miejscach jestem z dziećmi, udało mi się pogodzić z faktem, że nie zawsze jest tak jakbym chciała. Dzieci rozpraszają, biegają, zagadują, a ja się w tym muszę odnaleźć również biznesowo i to w towarzystwie. To dla mnie niezła szkoła cierpliwości, ale też nauka odnajdywania tego, co ważne i ważniejsze.

 

Receptą jest dla mnie nie szukać recepty. Każdy chce ode mnie recepty, pomysłu, tipów i porad. To trochę zgubne szukać wciąż sposobów na to, jak być lepszym, jak to pogodzić, jak sobie radzić. Trzeba się odnaleźć w rzeczywistości jaką się ma. Nikt sobie nie radzi z pogodzeniem życia prywatnego i zawodowego na wysokich obrotach tak z natury. Żadna mama nie radzi sobie z macierzyństwem tak w 100% – mówię poważnie. Oczywiście szukam balansu, wspólny czas mieszam z chwilami tylko dla siebie. Po dniach intensywnej pracy, staram się uspokoić myśli czymś innym. Pozwalam sobie na porażki i błędy i na krzyk bezsilności. Jeśli nie udaje mi się wszystkiego pogodzić, nie biczuję się z tego powodu, ale idę dalej. Staram się nie poddawać i nie zatrzymywać. Kładąc się spać dziękuję za doświadczenia i liczę na lepszy dzień jutro. On zawsze nadchodzi, nawet, kiedy poprzedni wydaje się już osiągnąć dno beznadziejności. W tym chyba odnajduję swój balans. Rozumiem, że tak ma być i już.

 

Nie ma co ukrywać – zmieniło się wszystko. Nie jestem zbyt atrakcyjna na rynku pracy i dlatego musiałam sobie tę przestrzeń stworzyć sama. Mimo mojego doświadczenia i umiejętności wciąż jestem nieczasowa, niedostępna i niedyspozycyjna. Moja wielodzietność nie zamyka mi jednak drogi do realizacji zawodowych marzeń. Trochę musiałam je przewartościować, dopasować do realiów naszych czasów. Ale nie tylko ja tak mam. Rynek pracy z założenia wymaga dziś od nas ciągłego doskonalenia, elastyczności i musimy wciąż podążać za zmianami.

 

Bój się i działaj. To ostatnio moje ulubione hasło. Lepiej żałować tego, co się zrobiło niż tego, że nie zrobiło się dotąd nic. Życie jest tylko jedno! Więcej? Jakiś czas temu poczułam się jak mocno doświadczona życiem trzydziestokilkuletnia staruszka. Wydawało mi się, że z trójką dzieci i po 30-tce nic mnie już w życiu nie czeka, że nie ma dla mnie już szans i pozostaje mi przyrosnąć do kanapy. Następnego dnia rano obudziłam się jednak z wielkim buntem wobec rzeczywistości i zaczęłam bacznie przyglądać się możliwościom, które miałam obok. Podjęłam kilka wyzwań i dzisiaj odżywam na nowo. Każdemu życzę trochę więcej odwagi, trochę więcej chcenia. Czasami największy ciężar jaki musisz podnieść to Twój tyłek z kanapy.


Zobacz inne historie przedsiębiorczych mam! 🙂